sobota, 9 czerwca 2012

1. Odmieniony los - Tia cz.2

       Po powrocie wzięłam prysznic i ubrałam koszulkę nocną z błękitnego jedwabiu. Mokre włosy delikatnie moczyły mi koszulkę. Ktoś zapukał do mojego pokoju.
- Proszę. - powiedziałam.
Drzwi się uchyliły. Do pokoju wszedł Raj.
- Jak się czujesz.? - zapytał.
- Fajnie, że byliśmy na wyścigu. - odpowiedziałam. - Świetnie się bawiłam.
- Wrócę z Cameronem za kilka dni i znów zrobimy coś szalonego. - powiedział.
- Tylko nie zapomnijcie przyjechać na urodziny Noelli. - przypomniałam.
- Oczywiście.
Przytulił mnie.
- Trzymaj się, mała. - szepnął mi do ucha. - Do zobaczenia.
- Pa.
- Tylko mi się nie zakochaj przez ten czas, obiecujesz.? - zażartował.
- Obiecuję.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi, a ja poszłam spać.
Całą noc śnił mi się ten chłopak. Jego wzrok. Tak, że aż rano spadłam z łóżka. Była dokładnie 6.30. Włączyłam muzykę z wieży i laptopa. Poranna wideokonferencja z Noellą i Naomi.
- Cześć, co dzisiaj jest.? - spytałam.
- Poniedziałek. - powiedziała Nao ziewając.
- To najgorszy dzień tygodnia. - przypomniała Nel, popijając kawę z kubka z misiem.
- Jak dzisiaj wyglądamy.? - zapytała Nao.
- Jak zwykle -  pięknie. - powiedziałam otwierając moją garderobę. - Gdzie ja posiałam moją zieloną tunikę.?
- U mnie. - powiedziała Nel. - Mogę ją ubrać.?
- Jasne. - odparłam.
- Do tego czarne rurki i kozaczki ze skóry. - dokończyła.
- Ja ubieram niebieską bluzkę bez ramiączek, również tego koloru leginsy i te obłędne szpilki. - wyjaśniłam.
- Weź jeszcze opaskę. - poinstruowała mnie Nao.
- Okej. - zgodziłam się. - A ty co ubierasz.?
- Sama wiesz : rodzice. Grzeczna spódniczka i biała koszula.. - powiedziała. - Ale na deser... mózg wam stanie.
- Do zobaczenia w szkole. - odpowiedziałam wyłączając konfe.
     Ubrałam bluzkę i leginsy. Moje jasno-granatowe szpilki - obłędne. Związałam włosy i założyłam opaskę.
Zjechałam moją windą do garażu i wyjechałam z niego kabrio mojej mamy. Jak na marzec było w miarę ciepło. Zapięłam skórzaną kurtkę i zamknęłam dach.
     Zatrzymałam się po drugiej strony ulicy. Tam wprowadziły się do bliźniaczych domków Nel i Nao. Za ich domkami była piękna plaża. Zatrąbiłam dwa razy. Wyszły obie równocześnie Nel w mojej zielonej tunice, a Nao w obciachowych spodniach z minionej epoki. Nel usiadła z przodu, a Nao z tyłu.
- T.! Jedź ostrożnie, bo muszę się przebrać. - poinstruowała mnie - Te łachy są obrzydliwe.
- Okej. - powiedziałam i ruszyłam.
Nagle wyminęła mnie mazda. To znowu ten frajer.
- Wyprzedź go.! - krzyczała Nel.
- Wybacz Nao, ale mamy misję.
Obróciłam się o 180 stopni i jechałam naprzeciwko niego. dobrze, że tylne szyby były przyciemniane.
Pomachałam mu i znów obróciłam samochód o 180 st.; jechałam już normalnie. Do samej szkoły próbował mnie wyprzedzić, jednak ja ciągle zajeżdżałam mu drogę.
    Zaparkowałyśmy w wolnym miejscu. Najpierw wysiadłam ja i Nel, która miała odpiętą kurtkę i torebkę przewieszoną na łokciu.
Otworzyłam drzwi. Naomi jaką znamy : Rozpuszczone włosy poprzeplatane czerwonymi pasemkami, srebrna tunika, jasne rybaczki i brązowe kozaczki na dziesięciocentymetrowym obcasie zakrywające większy skrawek spodni. Obok nas przejechały plastiki w wiśniowym BMW z4 z rozdziawionymi ustami.
- To co, widzimy się na przerwie obiadowej.? - powiedziałam do dziewczyn. - Pa.
Weszłam do budynku gdzie miałam pierwszą lekcje, w nim także miała znajdować się moja szafka.
Otworzyła się jedna z dwóch sal i dobiegł mnie z niej dźwięk chóru szkolnego. Mimowolnie do niej weszłam. Kocham śpiewać, ale coś mnie zraziło i wyszłam z sali. Wpadłam po drodze na jakiegoś chłopaka.
Z rąk wypadły mi książki.
- Uważaj. - powiedział i równocześnie schylił się ze mną po porozrzucane podręczniki.
- Taka ze mnie niezdara. - wyjaśniłam, odbierając od niego pozbierane książki. Zobaczyłam, że to ten chłopak z wyścigu. - Dzięki. - Wstaliśmy znów równocześnie.
- Na trasie, wczoraj nie było tego widać. - przypomniał.
- Samochody to moja słabostka. - wyznałam wzruszając ramionami. - W ogóle to jestem Tiana, ale mów mi Tia.
Podaliśmy sobie ręce.
- Damon.
Zaczęliśmy iść w stronę szafek. Czyli na przeciwko. Zmieszałam się, bo to był on. Damon Wottson. Poznaliśmy się w 1865 roku. Mam nadzieję, że on tego nie pamięta.
- Nigdy nie odpuszczasz, prawda.? - zapytał.
- Chodzi ci o prowadzenie samochodu, czy o wpadanie na ludzi.? - spytałam z sarkazmem otwierając szafkę.
Zaśmialiśmy się.
- Zabawna jesteś. - przyznał. - Chodzi mi o wygrywanie. Wczoraj podczas jazdy miałaś zacięty wyraz twarzy.
- Ach, o to ci chodzi. Nie, po prostu nie lubię przegrywać. Jak coś postanowię to to spełniam. - wyjaśniłam. - Lubię stanowczość i to, że ktoś nie odpuszcza.
- Lubisz.? To teraz i tutaj chciałbym cię poprosić o randkę. - powiedział. - Umówisz się ze mną.?
- Wariat - skomentowałam.
Zaczynałam go naprawdę lubić. Poukładałam książki i zamknęłam szafkę.
- Mówię całkiem poważnie. W czym problem.? - zapytał.
- w Szkole jest dużo dziewczyn. Dlaczego właśnie ja.? - spytałam.
- Ponieważ nie umawiam się z plastikami. - wyjaśnił.
Dobry argument. Już ma u mnie plusa.
- Skąd wiesz, że ja nie jestem plastikiem.? - zapytałam.
- Twoja reakcja na słowo "plastik" brzmiałaby jakoś tak: " Jak śmiesz.?!" i dałabyś mi w twarz. - wyjaśnił.
- Mój błąd. No, dobrze. Powiedz mi trzy powody dlaczego miałabym się z tobą umówić, a ja ci podam trzy powody, dlaczego tego nie zrobię. - zaproponowałam.
- Po pierwsze lubię cię. - wyliczał - Po drugie podobasz mi się. Nie tylko wizualnie. Po trzecie masz zajebisty charakterek i chciałbym się w niego zagłębić.
Może nie będzie tak źle.? Miły jest.
- Po pierwsze nie znamy się. - zaczęłam wyliczać i oparłam się  szafkę. - Po drugie - ciągnęłam - nie wiem, czy mogę ci zaufać. Po trzecie nie zakończyłam jeszcze swojego obecnego związku.
   Poszłam w stronę sali, gdyż zadzwonił dzwonek. Odwróciłam się na moment, ruszył w stronę sami, gdzie był chór - lekcja muzyki.
- Damon.! - zawołałam. - Lubię świece.!
Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
Poszłam na lekcję.
Przedpołudnie minęło przyjemnie. Dwie lekcje miałam z Damonem. Spoglądaliśmy na siebie dyskretnie, Rumieniłam się, gdy on na mnie patrzył, a gdy ja na niego, uśmiechał się.
Teraz skończyła się ta druga lekcja z nim. Wyszłam szybko z sali i poszłam do stołówki. Nie to, że byłam głodna, ale nie chciałam, aby mnie zaczepił.
     Niosąc tacę z sałatką, jabłkiem i sokiem truskawkowym spostrzegłam się, że zgubiłam moją ulubioną bransoletkę. Usiadłam przy stoliku, gdzie siedziały już dziewczyny.
- Hej, co tam.? - zapytałam, siadając na jednym z krzeseł.
- Od groma nauki - pożaliła się Noella. - Żadnej frajdy. No chyba, że na francuskim. Jest sobie taki chłopak:przystojny blondyn i nazywa się Dylan Wottson.
 - Ja zaczynam lubić matmę. - oznajmiła Nao.
- Chyba tego co z tobą siedzi. Will Wottson.
- Ale jednak lubię. - powiedziała stanowczo.
- Ja poznałam ich brata, Damona - przyznałam się. - To on był wczoraj na wyścigu.
Opowiedziałam im cały incydent przy szafkach.
- Leci na ciebie. - skomentowała Nel.
- Ja mu się nie dziwię. -  stwierdziła Nao popijając lemoniadę. - W końcu jesteś śliczna i to tego zajebiście śpiewasz.
Co wy na to, żeby zabawić się w "związek" z Wottsonami, zapytała nas w myślach Nel.
Stoi, odparła Nao.
Jak to przerodzi się w coś poważniejszego, to niczego nie zmieniem, odpowiedziałam w myślach, on tu idzie.
- Cześć Tia. - przywitał się stając przez stolikiem.
- Hej. - odpowiedziałam. - Poznaj moje przyjaciółki Naomi i Noellę.
- Cześć. - przywitał je. - Tia upuściłaś to gdy wychodziłaś z saki.
- Och, moja bransoletka, dzięki. - powiedziałam.
- Chciałybyście może dosiąść się do nas.? - zapytał Damon. - Będziecie zawsze mile widziane przy naszym stoliku.
    Zgodziłyśmy się. Siedziała z nimi dziewczyna o imieniu Vicki. Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się.
Chyba rodzi się między nami prawdziwa przyjaźń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz